poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Wiśniowy, bordo, pink

wiśniowy, bordo, pink, wiśniowy, bordo, pink, wiśniowy, bordo, pink .... tak sobie powtarzałam do siebie, żeby się nie pomylić :)

Trafiły do mnie dwie duże szpule czegoś w kolorze naturalnym. Po zapachu sądząc wełna. Zrobiłam pierwszy test - próbkę ażurem, która się zblokowała wprost świetnie. Czyli chyba wełna.
Zrobiłam drugi test, i wsadziłam próbkę do pozostałości po ostatnim (i jedynym jak do wtedy) farbowaniu. Kolor chwycił i trzyma. Czyli wełna. Tak to wygląda, po farbowaniu już nie blokowałam, a i tak dosyć trzyma fason.


Cienkie to dosyć, takie jak na chusty. Postanowiłam odwinąć trochę i zrobić coś ażurowego. I zaczęłam stosować metody chałupnicze. A mianowicie - ustawiłam dwa krzesła plecami do siebie i zmierzyłam obwód, żeby wyszło 2 i pół metra. Zabroniłam rodzinie odzywać się do siebie, bo będę liczyć i nie chcę się pomylić. Zaczęłam nawijać wełnę na te krzesła, licząc pod nosem do 50. Przewiązałam białą nitką. Znowu 50 nawinięć, przewiązanie białą nitką. Powinno to dać 250m. Powtórzyłam jeszcze trzy razy, dodałam 10 dodatkowych nawinięć na wszelki wypadek. W sumie 260. Razy 260cm, bo mi się krzesła rozsunęły nieco.

A potem zaczęłam farbować. Na kuchennym stole, na starej ceracie. (Nie polecam starej ceraty, bo okazało się, że ma niewidoczne na pierwszy rzut oka dziury.)
Przy pomocy łyżki do zupy nalewałam farbki, powtarzając pod nosem : wiśnia, bordo, pink, wiśnia, bordo, pink, wiśnia, bordo, pink ... Jak się szybko okazało, wiśnia i bordo to właściwie prawie to samo ...

Pogotowałam na parze, tak wyglądało w garnku :



Potem suszenie, co przy upale idzie błyskawicznie, i na sucho wygląda tak:



Uwiesiłam cały zwój na Klotyldzie (czasami ją ubieram, żeby taka goła nie stała) i zaczęłam zwijać. Przewiązywanie co 50 nitek bardzo się sprawdziło, nic się nie pomotało. Bluzka na Klotyldzie też się sprawdziła, bo w przerwach w zwijaniu zatykałam jej motek za gors :) Zielona poświata, to rolety, nie odważyłam się ich podnieść w tym upale ...

No i w końcu gotowy kłębek.
Zważyłam - 114 gram.
Policzyłam metry - ponad 670.
Teraz następne będę najpierw ważyć, a potem przeliczać na metry, proporcji nauczyłam się w podstawówce na chemii i jest to do dzisiaj jedna z użyteczniejszych umiejętności, jakie wyniosłam ze szkoły.

I tylko jeden mały problem. W zamierzeniu i planach miałam zrobić chustę, na którą potrzeba 520m. I cały czas byłam przekonana, że właśnie tyle odmierzyłam. Aż do ostatniego momentu, kiedy ku mojemu zdumieniu wyszło 670...


Pozdrawiam optymistycznie, chyba będzie padać !!!

7 komentarzy:

  1. Ładne kolory;) Będzie śliczna chusta. Ja jeszcze nie odważyłam się nic farbować, choć korci okrutnie ;)
    pozdrawiam
    www.wloczkiwarmii.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. A to w sumie proste, najtrudniejsze chyba się odważyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no u mnie nie padało :(
    proporcji tez nauczyłam się na chemii - w liceum i korzystam do dziś, głównie przy dzierganiu :))))
    farbowanka pięęęękna, kolory idealne, ciekawa jestem jaka będzie ta chusta, mi ostatnio ciągle brakuje kilku metrów, więc może dobrze, że masz za dużo ??? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piekne kolorki. W przypadku chust lepiej mieć we wlóczce za dużo metrów niż za mało. W Krakowie wczoraj lało jak z cebra.

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczności :-) Wybrałaś piękne kolory - bardzo jestem ciekawa, co z niej zrobisz.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie troszkę pokapało ale na szczęście się ochłodziło. Fajne Ci wyszły te farbowanki, widać, że chemia przydaje się całe życie ;) Ciekawe jaki wzór się na Ciebie rzucił ? Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie troszkę pokapało ale na szczęście się ochłodziło. Fajne Ci wyszły te farbowanki, widać, że chemia przydaje się całe życie ;) Ciekawe jaki wzór się na Ciebie rzucił ? Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz.
Pozdrawiam serdecznie :)